Moje miasto
Z topornych cementowych pięter
patrzę na miasto
moje miasto
moje życie
które przepływa przez mrowisko ruchu
kakofonię dźwięków
migotanie tęczowych barw
przez dzień noc i świt
przez świt dzień noc
i nowy zmierzch
o zmierzchu w ciszy
patrzę przez
światło zamkniętych powiek
na moje
miasto
moje życie
coś idzie
obok
coś się
oddala
tu szczeka
pies
tam straszy
bies
migoce
światła
wezbrana
fala
uderza w
brzeg
perli się
śnieg
narasta
drganie
ruch jak w
alei
kra znowu
łka
przez kolor
szkła
w tęczy
atomów
w powodzi
ruchu
w źrenicy
mgła
choć życie
trwa
ta retrospekcja i introspekcja
nie wychodzą na moją korzyść
nie wychodzą na moją korzyść
coś mi
przecieka między palcami
moje miasto
moje życie
moje miasto
moje życie
Eugenika czyli bezsilność
wiosną lżej
bo nieokreślony ciężar spada z serca
dzień coraz dłuższy
dziki gołąb o świcie woła ratunku ratunku
mija kolejna milisekunda
życie gdzie byłoś całe moje życie
że nie dość cię dostrzegałem
prześlizgując się po cichu
prawie niedostrzegalnie przed siebie
teraz gdy chcę ci się przyjrzeć
otwierasz prawie przeźroczyste ramiona
i wiem
nie masz już dla mnie tajemnic
więc ostatecznie
pewnie się lepiej poznamy
ale w życiu jest tylko jedna rzecz ostateczna
ale w życiu jest tylko jedna rzecz ostateczna
na razie dzień jest coraz dłuższy
przyleciały bociany
a gołąb woła o świcie…
***
byłabyś
ale wiele lat temu
królową moich myśli
jasnych cichych przegrzanych
wspomniałbym cię
w jakimś wierszu ulotnym
z kilku myśli poskładanym
schowałbym do szufladki twe imię
niedomknięte do końca
i poszedłbym przez brzezinę
szukać śladów naszych na łące
pamięć pieści wspomnienia
już nie rozróżnia ich głębi
daleko byłaś czy blisko
ja cierpiałem
ty cierpiałaś
czy kończył się październik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz...