Usiądziesz pod swą lipą w czarnoleskim sadzie, Na zielonej murawie odpoczniesz zmęczony Wsłuchując się w śpiew ptaków, z życiem pogodzony Stworzysz tęczę poezji na nieba obrazie.
Świat, który uczył Ciebie do ludzi dystansu, Broda Twoja spleciona z doświadczeniem wieków Spokojna, choć szukałeś u Stoików leku Na życie godne Ciebie - Króla Renesansu.
Lecz czemu wciąż na świecie nie masz równowagi, W tym życiu gdzie raz szczęście, raz smutek być musi Czyśmy w obliczu śmierci i Boga tak mali,
Że, choć Twój pomnik stale uczył nas rozwagi Twoją rzeczpospolitą nieprzyjaciel zdusił... Nie porzucaj nadzieje... Bądźmy więc wytrwali!
Pokolenie
teraz już nie ma o co walczyć wystarczy tylko wyciągnąć rękę i mamy wszystko w ilości większej niż mógłbyś sobie to wyobrazić i mamy miłość i mamy brata i słońca wielkiej wiary blask
teraz już nie ma za czym gonić życie to tylko garstka piasku dzierżona nieopatrznie w dłoni małego dziecka w klatce czasu sekundy lata uciekają niechybnie gdzieś między palcami
teraz nie ma przed czym uciekać więc wychodzimy samotni szczerzy nie patrząc na to czy ktoś uwierzy czy kłamstwem plunie nam w jasną twarz więc uciekamy do światła lampy żeby zabijać próżnię - jak ćmę
myśmy wierzyli miłość to miłość wiara jest wiarą a śmierć to śmierć myśmy ufali kształtom przedmiotów nawet gdy we mgle rozmyta treść czyniła echo naszego głosu ulotnym wrzaskiem
Remedium
Kiedy w końcu przyjdzie mi umrzeć kiedy wszyscy odstąpią ode mnie Ty odejdziesz i wiary mi braknie zadrży serce nazwane kamieniem kiedy nawet swą duszę zaprzedam i nie będzie światła i miłości a nadzieja pozostanie słowem wiatr owieje mi głowę oddechem martwym jak widok miasta na starej pocztówce
Kiedy nawet przyjdzie mi zniknąć i zostawić tu miłość i szczęście kiedy Bóg zapuka mi w okno i uśmiechnie się do mnie łagodnie: Miałeś rację, mówiąc, że mnie nie ma lecz choć żyłeś beze mnie - mi powie - ciągle czułeś ten dotyk bieli piór na dłoni ciągle poszukiwałeś i byłeś mi cenny
Kiedy wstanę aby już nie walczyć tylko by się spokojnie ułożyć i zabraknie słów by opisywać i zabraknie myśli aby tworzyć Kiedy wreszcie nic już nie będzie nawet żadnej cienistej alei i tuneli i trąb jerychońskich i tych murów i krat dookoła ani kobiet tańczących w bieli...
Powiem tylko słowo dziękuję i odejdę tak jak się znika z wnętrz gdzie orkiestra gra zawsze do końca gdzie tańczą i się bawią i nie zauważą I wesoły wymknę się chyłkiem a śmierć będzie już tylko wspomnieniem wiatr kurz wmiecie na moje miejsce puste krzesło zajmie ktoś inny tylko sztuką będzie być cieniem gdy nadejdzie nowy wschód słońca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz...